Another world is possible?
Globalizm
– jako szansa, ale i zagrożenie. Potężna technika połączona z zadufaną
ignorancją, zażartym fanatyzmem i chciwym egoizmem. A do tego jeszcze niechęć uczenia
się, obojętność na dolę Innego, brak życzliwości i dobroci.
Ryszard
Kapuściński
„Another
world is possible” to slogan używany między innymi przy okazji Światowego Forum
Społecznego, związanego z ruchem alterglobalizmu. Do czego się on odnosi?
Przecież w końcu w większości krajów panuje upragniona demokracja, kapitalizm i
zaczynają się one do siebie upodabniać pod światłym przewodnictwem nośnika
„prawdziwej” wolności, nie tylko rynkowej ale i osobistej – Stanów
Zjednoczonych. Po co w takim razie zmieniać świat, jeśli wreszcie coraz więcej
osób posiada dostęp do tych samych produktów oraz ma możliwość stania się
obywatelem nie tylko swojego kraju, ale i „globalnej wioski”? Dlaczego
niektórzy ludzie widzą konieczność zmiany świata? Czyżby efekty globalizacji
zaczęły się wymykać spod kontroli nawet najważniejszym graczom na światowym
rynku? Czy potrzebujemy nowego świata?
Czy brak globalizacji chroni przed jej negatywnymi
skutkami? Jak wpływa ona na kraje, których paradoksalnie nie obejmuje?
Już sam termin
„globalizacja” zakłada, że będzie to proces o ogólnoświatowym zasięgu. I tak z pewnością jest, co jednak ciągle nie wyklucza, iż są na Ziemi miejsca,
gdzie nie dotarła jeszcze amerykanizacja kultury w postaci wszędobylskich
korporacji, nawet tych o ogólnoświatowym zasięgu. Często jest to spowodowane nawet nie sytuacją
polityczną w danym kraju, ale tym, że na ich terytorium po prostu nie opłaca
się inwestować ze względu na panującą tam biedę i skrajne warunki życia.
„Kraje
Trzeciego Świata pogrążają się w cywilizacyjnej zapaści. Na to nakłada się
globalizacja, która sprawia, że ci biedni ludzie widzą w telewizji, jak żyją
bogaci w Europie czy Ameryce – i rodzi się wśród nich poczucie odepchnięcia.
Z tego się robi piekielna mikstura, która może wysadzić nasz świat w
powietrze.”
Jacek Kuroń w przytoczonej wyżej wypowiedzi
zwraca uwagę na problem, niezwykle rzadko pojawiający się we współczesnych
środkach masowego przekazu, a dotyczący krajów znajdujących się w tragicznej
sytuacji ekonomicznej, spowodowanej często postkolonializmem i niekorzystnymi
warunkami środowiska naturalnego, czy też toczącymi się tam konfliktami
zbrojnymi. Mieszkańcy takich obszarów mogą się poczuć opuszczeni i rozgoryczeni,
będąc ignorowani przez świat, w którym na pierwszym miejscu stawia się potrzeby państw wysoko rozwiniętych
wokół których „kręci się” wielka polityka oraz świat mediów. W takim wypadku,
jeśli dane państwo zostanie wykluczone z większości skutków globalizacji, może
pojawić się sztuczny podział świata na kraje „lepsze” - bo wtajemniczone w najnowsze zdobycze
technologii i oplecione siecią międzynarodowych korporacji, oraz te „gorsze” -
w których nie możemy zjeść Big Macka czy kupić najnowszego iPhone'a. Wtedy też
automatycznie prestiż takich państw na arenie międzynarodowej drastycznie
spada, a opinia publiczna przestaje się nimi interesować, gdyż nie są to
przedstawiciele „naszej kultury”, wyznaczanej przez skutki globalizacji, z
którą łatwo się utożsamiamy. Mass media nie będą zarzucały swych odbiorców
informacjami na temat wydarzeń dziejących się w podrzędnym państewku, którego
sytuacji i tak nikt nie rozumie.
Pieniądz rządzi światem czyli nie obchodzi nas twoja
kulturowa odmienność
Taka alienacja wynika też z przekonania, że
kultura niesiona przez globalizację jest jedyną słuszną, mimo że często nie
przedstawia sobą szczególnie wysokich wartości. Trudno powiedzieć, czy
Coca-cola rzeczywiście zasługuje na miano najsłynniejszego napoju na świecie,
jeśli jej pozytywny wpływ na organizm człowieka jest żaden, a wręcz przeciwnie
– podobnie rzecz ma się z sieciami „restauracji” typu KFC, McDonalds. Jednak
alternatywne wyroby innych krajów nie mają szans w konkurencji z tymi potężnymi korporacjami, gdyż nie posiadają takiej siły
przebicia, za którą oczywiście idą ogromne pieniądze. Takie korporacje uzyskują
niezwykłe dochody także dzięki temu, że rejestrują swą działalność w krajach, w
których mogą płacić mniejsze podatki i wykorzystywać lokalną siłę roboczą płacąc jej o wiele mniejsze wynagrodzenie.
Takie praktyki nie wpływają korzystnie na gospodarkę światową (która stoi na
skraju załamania, wystarczy przypomnieć sobie ostatni kryzys ekonomiczny), lecz
powodują powiększanie się dysproporcji między bajecznie bogatą garstką
„wybrańców” i klasą średnią, czyli tą pracującą na powiększenie ich kapitału.
Jest to jeden z problemów zauważanych przez alterglobalistów:
Ważna jest istota
sprawy, iż ruch antyglobalistyczny rozumie dwie rzeczy: że poważnie trzeba
traktować fakt, podany zresztą przez ONZ, iż majątek 358 najbogatszych miliarderów
świata wynosi tyle, ile łączne dochody 2,5 miliarda najbiedniejszych, co mówi
samo za siebie i prowadzi do sytuacji wybuchowej (...), a po drugie fakt, iż
ekologię należy traktować poważnie, bo inaczej wszystkim nam grozi zagłada.
Zygmunt Bauman
To jeszcze jeden z cytatów wskazujących na łatwość załamania
się znanego nam wszystkim świata, systemu życia. Czy rzeczywiście stoimy na
skraju krawędzi? Przecież przetrwaliśmy koniec świata zapowiadany przez
kalendarz Majów, ciągle rozwijają się nowe technologie i wynalazki, mające
ułatwić nam życie. Z drugiej strony wspomniana powyżej przepaść między bogatymi
i biednymi ciągle się powiększa, a w pogoni za pieniądzem człowiek jest w
stanie zniszczyć sam siebie. I tu właśnie znowu mamy do czynienia z ogólnoświatowymi
koncernami, które w pogoni za pieniądzem wycinają „płuca Ziemi” - lasy
tropikalne, czy też dewastują nowe tereny w poszukiwaniu ropy naftowej.
Globalizacji – NIE?
Brak respektu dla
samej siebie, jaki cechuje podklasę, która w wielu krajach zastąpiła
zdemontowany już przez globalizację proletariat, uniemożliwia członkom podklasy
zarówno zbudowanie jakiejś tożsamości zbiorowej, jak też mobilizację
polityczną.
Czy zwyczajny człowiek może mieć w ogóle jakikolwiek wpływ na
światową politykę? Czy klasa średnia nie ma żadnych szans w konfrontacji z
władzą i pozwala sobą sterować? Wydaje się, że mimo wszystko ludzie (oczywiście
nie wszyscy) starają się krytycznie interpretować docierające do nich
informacje lub też całkowicie się od nich odcinają. Nikt nie chce stać się
„bydłem”, do manipulowania którym potrzeba tylko chleba i igrzysk. W dodatku
nie należy zapominać o tym, że nasza epoka niezwykle wysoko ceni indywidualizm.
Możemy więc korzystać z „globalizacyjnych” produktów, jednak warto mieć też coś
swojego, co będzie nas odróżniać i określać naszą osobowość. W dodatku istnieją
przecież sfery życia, do których globalizacja nie jest, i nie powinna być
dopuszczana. Na koniec fragment soundtrack'u do filmu „V jak vendetta”, który
nie tak dawno reaktywował swoją popularność ze względu na słynną sprawę
protestów w sprawie ACTA. Sama piosenka jest ostrzeżeniem przeciw społeczeństwu
zaślepionemu w swoim zniewoleniu.
Joanna S.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz