Boy, if life were only like this. If life were only like this.
Woody Allen, Annie Hall


poniedziałek, 20 maja 2013





Another world is possible?

Globalizm – jako szansa, ale i zagrożenie. Potężna technika połączona z zadufaną ignorancją, zażartym fanatyzmem i chciwym egoizmem. A do tego jeszcze niechęć uczenia się, obojętność na dolę Innego, brak życzliwości i dobroci.
Ryszard Kapuściński
   



            „Another world is possible” to slogan używany między innymi przy okazji Światowego Forum Społecznego, związanego z ruchem alterglobalizmu. Do czego się on odnosi? Przecież w końcu w większości krajów panuje upragniona demokracja, kapitalizm i zaczynają się one do siebie upodabniać pod światłym przewodnictwem nośnika „prawdziwej” wolności, nie tylko rynkowej ale i osobistej – Stanów Zjednoczonych. Po co w takim razie zmieniać świat, jeśli wreszcie coraz więcej osób posiada dostęp do tych samych produktów oraz ma możliwość stania się obywatelem nie tylko swojego kraju, ale i „globalnej wioski”? Dlaczego niektórzy ludzie widzą konieczność zmiany świata? Czyżby efekty globalizacji zaczęły się wymykać spod kontroli nawet najważniejszym graczom na światowym rynku? Czy potrzebujemy nowego świata?



Czy brak globalizacji chroni przed jej negatywnymi skutkami? Jak wpływa ona na kraje, których paradoksalnie nie obejmuje?

            Już sam termin „globalizacja” zakłada, że będzie to proces o ogólnoświatowym zasięgu. I tak z pewnością jest, co jednak ciągle nie wyklucza, iż są na Ziemi miejsca, gdzie nie dotarła jeszcze amerykanizacja kultury w postaci wszędobylskich korporacji, nawet tych o ogólnoświatowym zasięgu. Często jest to spowodowane nawet nie sytuacją polityczną w danym kraju, ale tym, że na ich terytorium po prostu nie opłaca się inwestować ze względu na panującą tam biedę i skrajne warunki życia.

„Kraje Trzeciego Świata pogrążają się w cywilizacyjnej zapaści. Na to nakłada się globalizacja, która sprawia, że ci biedni ludzie widzą w telewizji, jak żyją bogaci w Europie czy Ameryce  –  i rodzi się wśród nich poczucie odepchnięcia. Z tego się robi piekielna mikstura, która może wysadzić nasz świat w powietrze.”
Jacek Kuroń w przytoczonej wyżej wypowiedzi zwraca uwagę na problem, niezwykle rzadko pojawiający się we współczesnych środkach masowego przekazu, a dotyczący krajów znajdujących się w tragicznej sytuacji ekonomicznej, spowodowanej często postkolonializmem i niekorzystnymi warunkami środowiska naturalnego, czy też toczącymi się tam konfliktami zbrojnymi. Mieszkańcy takich obszarów mogą się poczuć opuszczeni i rozgoryczeni, będąc ignorowani przez świat, w którym na pierwszym miejscu stawia się potrzeby państw wysoko rozwiniętych wokół których „kręci się” wielka polityka oraz świat mediów. W takim wypadku, jeśli dane państwo zostanie wykluczone z większości skutków globalizacji, może pojawić się sztuczny podział świata na kraje „lepsze” -  bo wtajemniczone w najnowsze zdobycze technologii i oplecione siecią międzynarodowych korporacji, oraz te „gorsze” - w których nie możemy zjeść Big Macka czy kupić najnowszego iPhone'a. Wtedy też automatycznie prestiż takich państw na arenie międzynarodowej drastycznie spada, a opinia publiczna przestaje się nimi interesować, gdyż nie są to przedstawiciele „naszej kultury”, wyznaczanej przez skutki globalizacji, z którą łatwo się utożsamiamy. Mass media nie będą zarzucały swych odbiorców informacjami na temat wydarzeń dziejących się w podrzędnym państewku, którego sytuacji i tak nikt nie rozumie.
Pieniądz rządzi światem czyli nie obchodzi nas twoja kulturowa odmienność
Taka alienacja wynika też z przekonania, że kultura niesiona przez globalizację jest jedyną słuszną, mimo że często nie przedstawia sobą szczególnie wysokich wartości. Trudno powiedzieć, czy Coca-cola rzeczywiście zasługuje na miano najsłynniejszego napoju na świecie, jeśli jej pozytywny wpływ na organizm człowieka jest żaden, a wręcz przeciwnie – podobnie rzecz ma się z sieciami „restauracji” typu KFC, McDonalds. Jednak alternatywne wyroby innych krajów nie mają szans w konkurencji z tymi potężnymi korporacjami, gdyż nie posiadają takiej siły przebicia, za którą oczywiście idą ogromne pieniądze. Takie korporacje uzyskują niezwykłe dochody także dzięki temu, że rejestrują swą działalność w krajach, w których mogą płacić mniejsze podatki i wykorzystywać lokalną siłę roboczą płacąc jej o wiele mniejsze wynagrodzenie. Takie praktyki nie wpływają korzystnie na gospodarkę światową (która stoi na skraju załamania, wystarczy przypomnieć sobie ostatni kryzys ekonomiczny), lecz powodują powiększanie się dysproporcji między bajecznie bogatą garstką „wybrańców” i klasą średnią, czyli tą pracującą na powiększenie ich kapitału. Jest to jeden z problemów zauważanych przez alterglobalistów:
Ważna jest istota sprawy, iż ruch antyglobalistyczny rozumie dwie rzeczy: że poważnie trzeba traktować fakt, podany zresztą przez ONZ, iż majątek 358 najbogatszych miliarderów świata wynosi tyle, ile łączne dochody 2,5 miliarda najbiedniejszych, co mówi samo za siebie i prowadzi do sytuacji wybuchowej (...), a po drugie fakt, iż ekologię należy traktować poważnie, bo inaczej wszystkim nam grozi zagłada.
Zygmunt Bauman

To jeszcze jeden z cytatów wskazujących na łatwość załamania się znanego nam wszystkim świata, systemu życia. Czy rzeczywiście stoimy na skraju krawędzi? Przecież przetrwaliśmy koniec świata zapowiadany przez kalendarz Majów, ciągle rozwijają się nowe technologie i wynalazki, mające ułatwić nam życie. Z drugiej strony wspomniana powyżej przepaść między bogatymi i biednymi ciągle się powiększa, a w pogoni za pieniądzem człowiek jest w stanie zniszczyć sam siebie. I tu właśnie znowu mamy do czynienia z ogólnoświatowymi koncernami, które w pogoni za pieniądzem wycinają „płuca Ziemi” - lasy tropikalne, czy też dewastują nowe tereny w poszukiwaniu ropy naftowej.


Globalizacji – NIE?

Brak respektu dla samej siebie, jaki cechuje podklasę, która w wielu krajach zastąpiła zdemontowany już przez globalizację proletariat, uniemożliwia członkom podklasy zarówno zbudowanie jakiejś tożsamości zbiorowej, jak też mobilizację polityczną.




Czy zwyczajny człowiek może mieć w ogóle jakikolwiek wpływ na światową politykę? Czy klasa średnia nie ma żadnych szans w konfrontacji z władzą i pozwala sobą sterować? Wydaje się, że mimo wszystko ludzie (oczywiście nie wszyscy) starają się krytycznie interpretować docierające do nich informacje lub też całkowicie się od nich odcinają. Nikt nie chce stać się „bydłem”, do manipulowania którym potrzeba tylko chleba i igrzysk. W dodatku nie należy zapominać o tym, że nasza epoka niezwykle wysoko ceni indywidualizm. Możemy więc korzystać z „globalizacyjnych” produktów, jednak warto mieć też coś swojego, co będzie nas odróżniać i określać naszą osobowość. W dodatku istnieją przecież sfery życia, do których globalizacja nie jest, i nie powinna być dopuszczana. Na koniec fragment soundtrack'u do filmu „V jak vendetta”, który nie tak dawno reaktywował swoją popularność ze względu na słynną sprawę protestów w sprawie ACTA. Sama piosenka jest ostrzeżeniem przeciw społeczeństwu zaślepionemu w swoim zniewoleniu.

Joanna S.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz