Boy, if life were only like this. If life were only like this.
Woody Allen, Annie Hall


czwartek, 9 maja 2013

Świat w obliczu zagrożenia.

Przerywamy program, aby nadać specjalne wydanie wiadomości. 

Szok, zdezorientowanie, przerażenie. Tłumy ludzi,  tysiące pytań i żądza informacji. Elementy te stanowią uproszczoną charakterystykę momentów, w których ludzkość dotykają klęski i katastrofy.
Są one doświadczeniem wspólnym dla wszystkich poszkodowanych, ale także i obserwujących. Widok płonących wież, czy zdjęcia uderzającej fali tsunami zapisują się w naszej pamięci i trwają jeszcze długo po tym, jak skutki tych wstrząsających wydarzeń załagodzi upływający czas. Aby jednak tak się stało, potrzebna jest nam informacja, wraz z towarzyszącym jej zapleczem wizualnym. Chcemy, aby była ona dostarczona do naszych domów (czy też powszechnych aktualnie urządzeń mobilnych) szybko oraz żeby była rzetelna i na bieżąco aktualizowana. I choć dzisiejsza technika na to pozwala i jesteśmy w stanie obserwować wszystkie istotne wydarzenia na żywo, nie zawsze tak było. 

„Titanic sunk. No lives lost.”
Pierwsze doniesienia o katastrofie niezatapialnego cuda techniki pojawiły się w gazetach kolejnego poranka. Oficjalne stanowisko White Star Line przekonywało wówczas czytelników, iż pasażerowie zostali ewakuowani i są bezpieczni, a sam Titanic zostanie odholowany. 

W artykułach prasowych odnaleźć można jednak sporą dawkę zdezorientowania i plotek na temat tragicznych wydarzeń 16 kwietnia 1912 roku. Pojawiają się rubryki podkreślające luksusowość liniowca, a także zestawienia uwydatniające  jego trwałość i monumentalność. 
W świadomości publicznej liniowiec funkcjonował przecież jako niezniszczalna jednostka, dla której nie ma przeszkód i której nic nie może zagrozić. Fakt ten potęgował niedowierzanie i konsternację ludzi otrzymujących nowe informacje każdego dnia.  Mimo iż raporty dotyczące Titanica nie pojawiały się na pierwszych stronach pism (tak bowiem wyglądała wtedy konwencja – pierwsze strony zarezerwowane były dla reklamodawców), redakcje poświęcały im wiele uwagi w dalszych częściach swoich wydawnictw. Zaczęły pojawiać się rozmowy z ekspertami, drukowano także reakcję władz. The Daily Mail dostarczało czytelnikom schematy ukazujące ostatnią znaną pozycję Titanica, oraz statków, które znajdowały się w jego pobliżu. 17 kwietnia zaczęto publikować listy zaginionych oraz zdjęcia pasażerów z takim statusem. Pojawiły się także informacje o nieprawidłowościach związanych z ilością szalup ratunkowych. Pisano także o młodej parze, która wracała liniowcem ze swojej podróży poślubnej, donoszono o stratach finansowych. Kolejnym krokiem była pomoc ocalonym, oraz rodzinom ofiar.





11 września 2011
11 września 2001 roku to data doskonale funkcjonująca w naszej świadomości. Wydarzenia tego dnia były wiodącym tematem serwisów informacyjnych na całym świecie. Szybkość przesyłu informacji była zadziwiająca. Czas jaki minął od uderzenia pierwszego samolotu w północną wieżę do pierwszych transmisji telewizyjnych z Nowego Jorku wynosił niespełna 15 minut. Uderzenie drugiego samolotu widzowie mogli obserwować już w czasie rzeczywistym. Prasa i radio ogrywały znaczną rolę, jednak to telewizja emitująca na żywo tragiczne wydarzenia wyszła na pierwszy plan. Była medium szybszym i aktualniejszym. W dniu zamachu stacje telewizyjne na całym świecie nieustannie powtarzały ujęcia wież w płomieniach i chwilę, gdy budynki runęły. Pojawiły się rozmowy ze świadkami. Redaktorzy CNN przekazujący przebieg wydarzeń  aby uniknąć paniki zmuszeniu byli przerwać relacjonującemu świadkowi, gdyż po uderzeniu drugiego samolotu, jego wypowiedź stała się zbyt emocjonalna i chaotyczna. Stopniowo rozwiewano spekulacje, iż powodem tragedii były błędy w systemie nawigacyjnym. Nie dowierzano w tak niebywały zbieg okoliczności – dwa samoloty uderzające w World Trade Center zalewie w kilkunastominutowym odstępie czasu były wydarzeniem, którego nie dało się racjonalnie wyjaśnić. Kolejne ujęcia tragedii z czasem zaczęły napływać do telewizyjnych redakcji, pojawiły się informacje o skaczących z okien ludziach. Dzień po katastrofie, zamachy w Ameryce pojawiły się na okładkach pism na całym świecie, a telewizja nieustannie powracała do dyskusji na ich temat.








#PrayForBoston
Najbardziej aktualnym wydarzeniem, które wstrząsnęło światem, był zamach podczas maratonu w Bostonie, który miał miejsce 15 kwietnia bieżącego roku. I choć wszystkie media podały tę informację, serwisy społecznościowe takie jak Twitter, Facebook czy Tumblr odegrały ogromną rolę w przekazywaniu wieści z miejsca katastrofy. Ludzie znajdujący się w okolicy miejsca zdarzenia zamieszczali posty w serwisie Tumblr, ostrzegające innych o niebezpieczeństwach
i utrudnieniach na jakie mogą napotkać. Użytkownicy serwisu byli także niezwykle aktywni podczas poszukiwań sprawców zamachu. Hashtag PrayForBoston błyskawicznie zalał Twitter oraz Instagram, a policja prosiła o zamieszczanie postów z prośbą o oddalanie się od miejsca wybuchów. W tygodniu, w którym miały miejsce tragiczne wydarzenia, związane z nim hasła zajęły pierwsze i drugie miejsce na liście top trendów Twittera (w USA). 






Czymże więc są media w obliczu tak wielkich katastrof? Przekaźnikiem informacji, komentatorem? Jak funkcjonują, gdy nowe wieści napływają z minuty na minutę? 
W ich postępowaniu dostrzec można elementy wspólne, takie jak początkowe zdezorientowanie zaistniałą sytuacją, próby zebrania i przekazania jak największej ilości rzetelnych informacji,  obecność relacji świadków. Czas ich przetwarzania i docierania do odbiorców znacznie się jednak różni. Stare media, takie jak prasa czy telewizja, wciąż dobrze spełniają swe role, trzymają się ustalonych schematów postępowania, jednak w kwestii dynamiki przekazywania informacji, zmuszone są ustąpić miejsca Internetowi i mediom społecznościowym. 

Wiktoria Zawadzka

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz